17 listopad 2077, Główna Baza Terranów, 08:33
- Ralph, przydzielamy pana do plutonu AE63. Proszę natychmiast iść do zbrojowni. Tam otrzyma pan następne
instrukcje.
- Zaraz! Ilu ludzi jest w plutonie?
- My nie odpowiadamy na takie pytania. Nie musimy i nam się nie chce. Wykonać rozkaz.
Ralph poszedł do zbrojowni. Miła pani oficer powiedziała, co ma wziąść i gdzie się udać.
"Powered Combat Armor - ta zbroja fajnie wygląda. Jeszcze mam zabrać stąd Gauss Rifle... niezłe cacko".
Wziąwszy "Impalera", czyli Gauss Rifle, musiał jeszcze zabrać kilka rzeczy, wszystko oczywiście niezbędne.
"Shit. To wszystko waży więcej ode mnie!".
Niedługo szukał swojej kwatery. Zobaczył zaciemnione pomieszczenie, kilkanaście prycz wiszących na
bocznych ścianach, stolik na samym środku, przy którym siedziało kilka osób. Wszyscy grali w karty. Gdy
wszedł Ralph, wszyscy skierowali wzrok w kierunku drzwi, spodziewając się kontroli przełożonych. Jednak to
nie było to. Wszedł jakiś nowy. Zatrzymali przez chwilę wzrok na nim, po czym dalej grali w karty, jakby nic
ciekawego się nie działo. Ralph podszedł, przywitał się z obecnymi. John, Gregor, Mark i inni - wszyscy z
jednego plutonu - AE63.
- Sam, weź zajmij się nim - powiedział Gregor.
- W porządku - ten odpowiedział.
Po czym wskazał mu jego miejsce i wyjaśnił parę rzeczy. Po dłuższej chwili wszyscy grali w karty...
* * * * *
17 listopad 2077, Główna Baza Terranów, 08:00
Wpada major.
- Pluton AE63! Jutro wszyscy jesteście wysłani na patrol w sektorze AA23. Stawić się o 6:45 rano.
- Jaki patrol? Znowu? Przecież ostatni był przedwczoraj wieczorem! - protestuje Mark.
- Nie jest pan upoważniony do kwestionowania rozkazów. Za niewykonanie rozkazu...
- Dobra, stary nie pękaj, może przyjdziemy.
- Za to może pan odpowiadać.
- Tak jest, rozumiem.
Major wychodzi.
- Pieprzony idiota - podśmiewa się Mark.
- Jak znowu nas wyślą na jakieś zadupie, to po prostu będzie świetnie - mówi Gregor.
- Może nie będzie tak źle.
- Oby.
* * * * *
18 listopad 2077, Sektor AA23, 07:30
Jeszcze przed świtem oddział 35 Marines idzie tyralierą wolno przez pusty teren. Nigdzie nie widać żywej
duszy. Idą cicho. Słychać tylko odgłosy uderzania stalowych zbroi, ważących dość dużo. Czy to dziwne? Ich pancerz jest dość gruby. Bardziej dziwne wydaje się, że mały, szybki Zergling może swoimi szponami przebić się przez nawet tak dużą warstwę metalu.
- Przypominam, że ma być zachowana cisza radiowa - mówi głos z bazy.
- Tak jest - odpowiada plutonowy Gregor.
Po kwadransie dochodzą do opuszczonych zabudowań.
- Vortis i Ralph na zwiad tych budynków!
- Tak jest! - odpowiada Vortis, po czym mówi do Ralpha:
- Lepiej się zacznij odzywać, jak do ciebie mówią, bo w mordę możesz oberwać.
- Ty się o to lepiej nie martw, bo sam dostaniesz.
- A pieprz się.
Tym pełnym chwały słowem dyskusja się urwała. Dwójka ludzi w pancerzach odłączyła się od grupy. Nie odzywają się do siebie. Głucha cisza. Vortis w pewnej chwili ją przerywa:
- Ja wpadam do tego budynku po prawej, osłaniaj mnie.
Po chwili wolnym krokiem wchodzi do budynku. Ralph został na zewnątrz. Vortis idzie przez kolejne
pomieszczenia. Nagle słyszy jakiś szmer spod podłogi. Wycofuje się. Znikąd pojawia się mały Zergling. Vortis
oddaje do niego serię, Zergling przewraca się. Jeszcze jedna. "Piesek" leży bez ruchu.
- Kurde, na takie gówno muszę amunicję tracić! - mówi do siebie Vortis.
Idzie dalej. Spostrzega martwe ciało. "Ktoś tu już był" - myśli. Widzi następny korytarz. Wychyla
się, trzymając Impalera w gotowości do strzału. Na drugim końcu korytarza stoi Hydralisk. Widocznie zauważył
Vortisa, gdyż idzie w jego stronę. Vortis wie, że przeciw niemu nie ma żadnych szans. Szybko wybiega
na zewnątrz i razem z Ralphem kierują się w stronę oddziału.
- Spotkałem Zerglinga i Hydraliska. Zerglinga zabiłem...
- OK, a więc musimy wyczyścić ten teren z robactwa - mówi Gregor - Podzielić się na 3-osobowe grupy i
zwiedzić te budynki.
Ralph znalazł się w grupie z Gregorem i Samem - ten ostatni również jest nowym. Gregor dowiedział się od
Vortisa, gdzie jest ten Hydralisk. Udaje się tam z obydwoma skrzydłowymi. Trafia do korytarza i co widzi? 4
Hydraliski w miejscu, gdzie Vortis spotkał jednego. Nie ma już czasu na odwrót. Rozpoczyna się walka. Gregor
wyciąga granat odłamkowy i rzuca w Hydraliski. Jeden pada, następny ucieka, pozostałe 2 dalej idą w stronę
Marinesów. Ci otwierają ogień i nie przerywają go. Następny stwór pada, jednak ostatni okazuje się bardziej
wytrzymały. Podchodzi bliżej. Zbliża się błyskawicznie. 10 metrów, 2 metry... pada z niesamowitym rykiem.
Pojawia się też ten, który zwiał wcześniej. Celna seria Ralpha dobija go. Grupa bada jeszcze pozostałe
pomieszczenia, lecz nie znajduje już wroga. Wychodzą z budynku. Okazuje się, że wszyscy czekają na nich.
Nigdzie niczego już nie znaleźli.
- To już koniec sektora AA23, więc chłopaki wracamy do bazy - mówi do wszystkich Gregor. Spojrzał na zegar.
Dziewiąta.
* * * * *
Tymczasem w ciągu następnego tygodnia Terranie wykrywają wzmożoną aktywność Zergów w pobliżu ich
bazy. Wojska dostają rozkaz udania się do swych bunkrów i odparcia ewentualnych ataków. Pluton AE63
dostaje jeden z 4 bunkrów wysuniętych daleko na wschód. Przyczyna zmiany taktyki jest prosta: Terranie muszą zbroić się. Dużo sprzętu zostało zniszczonego lub porzuconego na dalekiej planecie Protossów podczas ostatniej wojny. Nie mogą po prostu wysłać kilka pułków i zmieść Zergów, gdyż tych jest dużo. Zbyt dużo, by było to możliwe.
* * * * *
28 listopad 2077, Bunkier R21, 13:12
- Dowódca bunkra R21. Wszystko w porządku. Over.
Gregor siedzi z karabinem w otworze strzelniczym. Ma już dość. Od dwóch dni nie spał, sam nie wie jak długo jeszcze
to potrwa. "Może to znowu jakiś głupawy alarm? Oby to się jak najszybciej skończyło. Mam nadzieję, że tych
Zergów nie jest tu wielu. Jak znam życie, to posiłków nie zdążyliby przysłać". Kończy rozmyślania i
koncentruje się na "swoim" obszarze. Jak zwykle nic.
Ralph dostaje stanowisko mniej więcej na środku. Nudzi mu się. Już wolałby patrzeć, jak grają w karty, niż gnić
tutaj. Kładzie Impalera, rozprostowuje palce ściśnięte od ciągłego trzymania ich na spuście, gotowych do jego
naciśnięcia i wystrzelenia kilkudziesięciu śmiercionośnych pocisków. Po krótkiej przerwie znów chwyta broń.
Ktoś odzywa się w słuchawkach. Ralph poznaje po głosie Gregora:
- Jak leci? Wszystko w porządku?
- Tak. Wszystko w porządku. Dzięki.
- Nie martw się, mi też się nudzi jak cholera.
- Nie dziwne.
- Heh. Może jutro nas tu już nie będzie - ostatnie zdanie Gregora zabrzmiało dwuznacznie dla Ralpha.
Ralph spogląda przez "okienko". Nienawidzi go. Tyle razy się w nie gapił, że ma już go dość. Lecz tym
razem zauważa coś daleko. Przestawia hełm w tryb snajperski. Widzi jakiegoś olbrzymiego stwora. Po raz
pierwszy widzi coś tak olbrzymiego. "To" ma chyba dwumetrowe kły. Przeciera oczy, pewien, że mu się zdaje.
Jednak widzi go jeszcze lepiej. Już chce mówić do mikrofonu, gdy odzywają się głosy:
- Tu Dick. Wróg na dwunastej. Coś dużego. Chyba Ultralisk.
- John. Widzę Ultraliska.
- Vortis. Jakiś mamut na horyzoncie.
- Do cholery! Ultralisk! Przygotować coś mocniejszego. Otworzyć ogień, gdy będzie w zasięgu!! - wydziera się
Gregor.
Ralph zastanawia się, co ma "mocniejszego". Nagle dostrzega w Impalerze opcję: "Armor Piercing Ammo".
Włącza ją. Znów spogląda w powiększeniu. Widać już dokładnie Ultrala, ze wszystkim szczegółami. Za nim
kilkadziesiąt Hydralisków. Z sąsiednich stanowisk słyszy brzęk karabinów. Wyłącza tryb powiększenia i otwiera
sam ogień. Początkowo Ultralisk sprawia wrażenie, jakby nie czuł niczego. Po kilkunastu sekundach widać, że
pociski mocno go ranią. W jego kierunku strzela teraz kilkanaście stanowisk. Po blisko minucie od
momentu zauważenia Ultralisk pada z niezwykle głośnym rykiem. Zagłusza on nawet odgłos strzałów. Pada na ziemię.
- Gdzieś z 50 Hydralisków na dwunastej!
- Słyszycie? Mamy się obronić! Strzelać póki ostatni nie padnie! - mówi Gregor.
Wtem spostrzega ze swojej pozycji chmarę Zerglingów, a za nimi jakiegoś człowieka... przynajmniej zdaje mu
się, że to człowiek.
- Co oni z nim zrobili?! - mówi sam do siebie.
Widzi człowieka-mutanta, który z wielką szybkością, mimo wielkiego ciężaru, rusza w kierunku bunkra. Wygląda na to, że cały
jest obładowany ładunkami wybuchowymi. W tej chwili Gregor wie, że los załogi jest przesądzony. Wie też, że
nikt oprócz niego nie widzi jeszcze tych Zerglingów i mutanta, wszyscy myślą, że atakują tylko hydry.
Postanawia nie mówić o niebezpieczeństwie, gdyż mogłoby to zgruzować morale żołnierzy. Choć i tak wie, że
nikt nie przeżyje takiego ataku... Przerażony krzyczy do głównej bazy:
- Tu dowódca... bunkra R21!!! Przyślijcie posiłki jak najszybciej!!! Jesteśmy szturmowani przez bardzo duże
siły Zergów! Powtarzam! Tu dowódca...
- Spokojnie, plutonowy. Wysyłamy oddziały na odsiecz. Spodziewajcie się ich tam w ciągu pół godziny.
- Pół godziny?! Zwariował pan???!! Za pół godziny nas tu nie będzie!
- Nie jest możliwe wysłanie posiłków wcześniej. Proszę czekać. Over. - odłącza się.
- Qrwa!!! Oni zawsze mają wszystko w dupie! Niech dorwę tego sukinsyna!
- Jedyne, co możemy zrobić, to wysłać w pański rejon rakietę jądrową, ale to chyba panu nie odpowiada... -
dodaje głos z bazy.
- A do diabła z wami!
"No to teraz już na pewno zginiemy. Ciekawe czy wyciągną z tego jakieś wnioski ..." - myśli Gregor.
Zdenerwowany bierze do rąk swojego Impalera i nie myśląc już o niczym strzela nieprzerwanym ogniem spokojnie zdejmując coraz to nowe potwory.
Ralph i inni z bunkra walczą z Hydrami, których stan liczebny zmniejszył się do połowy. Ralph spostrzega
Zerglingi, a za nimi Infested Terrana, po czym słyszy:
- Co to do cholery? Zerglingi! Zobaczcie, ile ich jest!!!
Patrzy i widzi całą ich chmarę. Jednak najbardziej go niepokoi ten osobnik biegnący z tyłu.
- Niech ktoś zajmie się tym mutantem z tyłu!!! - krzyczy.
Nie przerywając strzałów spostrzega, że samobójca, po kilku celnych strzałach wybucha. Wybuch wstrząsa całą
okolicą, zabija wiele Zerglingów i część Hydr. Jednak te są już za blisko...
- Wszyscy zabezpieczyć swoje pozycje i do korytarza głównego! - huczy głos Gregora.
Strzały cichną, po chwili wszyscy są już na stanowiskach w korytarzu. Zergowie bez problemu przebijają właz.
Załoga otwiera ogień. Zerglingi już dostają się do pierwszych żołnierzy, zabijając ich. Po krótkiej chwili od
ich wejścia, Gregor bierze Ralpha, Johna, Marka, Sama, Vortisa do jednego z pomieszczeń. Przygotowani do
wejścia robactwa, trzymają palce na spustach. Słyszą krzyki zabijanych kolegów, ale wiedzą, że idąc z
powrotem do korytarza głównego skazują się na śmierć. Są bezradni. W końcu krzyki się skończyły. Sekundy oczekiwania zdają się być całymi godzinami. Zergowie zaraz tu wpadną. I tak jest w istocie. Drzwi otwierają się, choć bardziej trafnym
określeniem byłoby - są rozrywane i para Hydr jest witana ogniem 6x Gauss Rifle. Znowu cisza. John decyduje
się wyjść i zobaczyć, co jest na zewnątrz. Nie wraca. Następny atak. Do pomieszczenia wlatują Zerglingi. Ranią
Gregora w prawą rękę, jednak atak zostaje odparty. Rana Gregora jest głęboka, a w pobliżu nie ma żadnych
apteczek. Gregor odkłada Impalera, rozkłada sprawną ręką granaty obok siebie, jeden bierze do ręki. Wszyscy
czekają na Johna. Jednak na próżno. Każdy wie, jaki spotkał go los, mimo to wszyscy mają nadzieję, że wróci.
Natomiast John poszedł korytarzem. Widział ciała osób, z którymi jeszcze przedwczoraj grał w karty. Podłoga była cała we krwi. To nim wstrząsnęło. Nagle zaatakowały go dwa Hydraliski i kilka Zerglingów. John nie zdążył nawet wycelować.
Następny atak rozpoczyna się. Grupy Zerglingów mimo gęstego ognia wpadają na Marka i ranią go śmiertelnie.
Jedyne, co zdążył powiedzieć przed śmiercią - "Good bye, friends". Po czym traci przytomność. W
pomieszczeniu zostaje ranny Gregor - dowódca bunkra R21, Vortis, Ralph i Sam. Nikt nic nie mówi. Patrzą
tylko na siebie, jakby chcieli zapytać: "Kiedy to się skończy?". Rana Gregora zaczyna krwawić. Mówi do bazy:
- Dowódca R21. Kiedy te posiłki?
- Już wysłaliśmy. Spróbujcie jeszcze poczekać.
- Zostało nas 4 przy życiu. Ile mamy jeszcze czekać?
- Nie wiem. W ciągu kilku minut powinni być.
Gregor chce coś odpowiedzieć, ale nie ma już siły. Vortis podchodzi do niego.
- Stary nie martw się, wszystko będzie OK. Muszę się w końcu zrewanżować za ostatnią przegraną. Jutro
zagramy, nie?
- Tak, masz rację - syczy Gregor, po czym osuwa się na ziemię.
Vortis chce coś do niego powiedzieć. W końcu dochodzi do niego, że Gregor nie żyje.
- A niech to wszystko diabli wezmą! - wyciąga flagę Zjednoczonych Sił, przykrywa nią martwego dowódcę.
Ralph i Sam patrzą na niego przez chwilę, po czym wracają do obserwowania rozerwanych, jeszcze dziś
lśniących, automatycznych drzwi. Chcą walczyć przynajmniej o swoje życie.
- Ciekawe. Mówili, że za kilka minut będą.
- To są idioci. Pewnie niczego nie wysłali.
Rozlega się ryk. Żołnierze otwierają ogień. W tej chwili pokazują się Zerglingi. Walka trwa
parę minut, które to dłużą się w nieskończoność. Vortis poczuł lekkie drapnięcie w pancerz. Ostatni z
Zerglingów pada martwy. Vortis ogląda pancerz.
- Nieźle. Gdyby pancerz miał z 5 cm grubości mniej, to już bym się przekręcił - mówi, pokazując długą na 40
cm rysę na pancerzu.
Czekają w milczeniu. Słyszą jakieś głosy i strzały. Nie mogą uwierzyć, że wreszcie jest po wszystkim. Głosy
coraz bliżej. Wreszcie kilka postaci w pancerzach wchodzi do pomieszczenia i zdumieni spoglądają na tych,
którzy przeżyli.
- Medyk! Szybko tutaj!
Ralph, Sam i Vortis nie odzywają się. Stracili 32 kolegów z oddziału i już nic się dla nich nie liczy...
Ralph słyszy rozmowę dwóch żołnierzy.
- Doprawdy nie wiem, jak oni przetrwali. Widziałeś tę rzeźnię w korytarzu?
- Jasne. Tu musiało być prawdziwe piekło.
Zaraz wszyscy trzej zostają przeniesieni w bezpieczniejsze miejsce. Vortis mówi jakimś wyższym stopniem, by
zajęli się ciałem przykrytym flagą. Pluton AE63 przestaje istnieć, zresztą bunkier R21 też...
* * * * *
Skład plutonu AE63 został jednak uzupełniony, a raczej odbudowany od nowa. Trzej żołnierze po paru dniach doszli do
siebie. Zostali awansowani - do stopnia sierżanta. Jednak żaden z nich nie został dowódcą oddziału. To miejsce
zajął Jack, wyjątkowo czarny charakter. Był urodzonym dręczycielem ludzi i przełożeni mieli go dość. Chyba jest jasne dlaczego dali mu takie, a nie inne zadanie...
* * * * *
2 grudzień 2077, Baza Terranów, 6:00
- Wstawać patałachy! Na co czekacie?! Kto w ciągu 5 minut nie będzie gotowy, tego wywiozą w workach! -
krzyczy do uśpionych żołnierzy Jack. Ci z trwogą wypełniają ten rozkaz.
- Zostajemy wysłani do jakiejś pieprzonej bazy Zergów! Reszta was nie obchodzi! Szybko do transportowca!
- Trochę szczegółów, majorze - ktoś się odzywa.
- Szczegóły niech was nie interesują! Hej, kto to powiedział?!
Nikt nie odzywa się. Major bierze pierwszego z rzędu i uderza go w twarz...
* * * * *
2 grudzień 2077, Na pokładzie transportowca, 8:30
Lot kończy się. Żołnierze obserwują z okien transportowca dziwną krainę, jakby całą spaloną. Podłoże jest jedną
wielką warstwą popiołu, a zamiast jakichś rzek - lawa. Transportowiec ląduje.
- Co to za miejsce do cholery! - pyta Vortis swych kolegów.
- To chyba ta planeta Zergów - odpowiada Ralph.
- Chyba ten transportowiec już tu nie przyleci... nie będzie czego zbierać.
Wszyscy ustawiają się w szeregu. Jack zaczyna mówić.
- Jesteśmy tutaj po to, żeby skopać dupy tym zwierzaczkom i rozwalić ich gniazdko. Rozumiecie?
- Tak, sir.
- No to więc na co czekacie?!
Oddział idzie blisko godzinę przez ten niezbyt przyjemny kraj. Wreszcie dochodzą do jakiejś fioletowej galarety.
- Co to u licha jest? Wygląda, jakby żyło - mówi Sam.
Po chwili spotykają jakiś wielki organizm. Pod jednym z żołnierzy wychodzi z ziemi dziwny kolec i rani go.
Organizm zdaje się poruszać. Żołnierze otwierają ogień. Kilku zostaje ciężko rannych, lecz udaje się zniszczyć
wroga. Spotykają oddział "zwierzaczków": kilka Hydralisków i kilkanaście Zerglingów. Zerglingi nie dobiegają,
Hydry padają zaraz potem.
- Ty debilu! Czemu nie strzelałeś, gdy zaatakowały nas te paskudztwa! - Jack krzyczy do jednego z żołnierzy.
- Ja obserwowałem ten "budynek" na górze...
- Teraz nie będziesz obserwował budynków, ty palancie - Jack wyjmuje pistolet i strzela do żołnierza. Rani go w
brzuch. Odzywa się Ralph.
- Majorze, nie powinieneś strzelać do swoich żołnierzy.
- Zamknij się, bo ci rozwalę ten zakuty łeb! - major czerwienieje ze złości.
- Ale pan nie ma do te-
Major oddaje strzał do Ralpha. Pocisk nie przebija pancerza, który jest dosyć gruby na wysokości klatki
piersiowej. Do Majora rzucają się Vortis i Sam i próbują go obezwładnić.
- Sukinsyny! - major znikąd wyjmuje jakiegoś guna i zaczyna strzelać jak oszalały. Kilku żołnierzy zostaje
rannych. Vortis i Sam wyjmują pistolety laserowe. Oddają kilka strzałów do majora. Major Jack nie żyje.
Panuje głucha cisza, którą przerywa Ralph:
- Dostaniemy za to parę dni w areszcie.
- Wolę siedzieć w tym parszywym areszcie, niż mieć w oddziale za dowódcę takiego sukinsyna! - odpowiada
Vortis.
- Można powiedzieć, że zginął w akcji - mówi Sam.
- No co ty? Wolę powiedzieć wprost, niż mieć go jeszcze na sumieniu! On ranił kilku naszych żołnierzy. Może
by nawet ich zabił, gdybyśmy nie zaprotestowali. Czy nie mieliśmy racji? - Vortis zwraca się do wszystkich. Ci
nic nie odpowiadają.
- Czy nie mieliśmy racji? - powtarza słowa Vortisa Sam.
- Mieliśmy - kilka osób odpowiada.
- No więc załatwione. Teraz zabrać guna, amunicję i inne rzeczy z ciała majora. Trzeba zrobić coś z pancerzem.
Te robale mogą sobie go przystosować do siebie - mówi Ralph. Żołnierze biorą co mogą, pancerz
uszkadzają tak, że staje się bezużyteczny.
- Chwilowo ja będę dowódcą - mówi do oddziału Vortis - Teraz musimy zapomnieć o majorze i rozwalić bazę
Zergów. Naprzód!
Żołnierze idą dalej. Substancja, która była tu jeszcze przed chwilą, znikła. Pośród spalonych skał można dostrzec
tylko ciało Jacka. Oddział oddala się od tego miejsca. Maszeruje przez otwartą przestrzeń. Jeden Marine zgłasza,
że natrafił na coś, co wysyła w jego kierunku spod ziemi kolce.
- Nie zidentyfikowałem tego. Prawdopodobnie jest zakopane.
- Poproszę bazę o skierowanie Science Vessela bądź o chwilową pomoc radaru - Vortis mówi do mikrofonu - Tu
dowódca plutonu AE63. Spotkaliśmy wrogą jednostkę, prawdopodobnie zakopaną w ziemi. Proszę o pomoc
radaru.
- Czy to major Jack?
- Nie. Major Jack nie żyje. Wszelkich informacji udzielę po powrocie do bazy.
- Czy to sierżant Vortis? - głos wskazuje na to, że Vortis rozmawia teraz z kimś innym.
- Tak, sir. Tu sierżant Vortis. Odbiór.
- Tu pułkownik Stedt. Co się dzieje z majorem? Niech pan mi powie natychmiast, co się z nim dzieje!
- Major Jack zranił jednego z naszych żołnierzy. Na zapytanie sierżanta Ralpha, dlaczego to zrobił, strzelił do
niego, nie przebijając pancerza. Próbowałem z sierżantem Samem go obezwładnić, jednak major Jack oddał
strzały do nas i kilku innych żołnierzy. Bojąc się o naszych żołnierzy i ich morale, byliśmy zmuszeni z
sierżantem Samem zlikwidować majora.
- Może pan za to odpowiadać. Czy wie pan o tym?
- Tak, wiem. Jednak byłem zmuszony zabić majora, inaczej on zabiłby nas. On oszalał.
- Rozpatrzymy to po waszym powrocie. Proszę kontynuować wykonywanie zadania.
- Napotkaliśmy zakopaną jednostkę nieprzyjaciela. Prosimy o skanowanie naszej pozycji.
- Dobrze. Skanowanie za moment zacznie działać.
Po krótkich błyskach żołnierze namierzyli i zniszczyli jednostkę wroga. Dalej za nim zobaczyli 2 organizmy z
"kolcem", a za nimi wielkie gniazdo. Bez problemów zniszczyli obie Sunken Colonies, po czym zaczęli niszczyć
gniazdo. Potem zobaczyli niegroźne jednostki z kryształami w kończynach. Zniszczyli je.
- Pluton AE63. Przybyć natychmiast nad miejsce zbiórki.
Po chwili przyleciał dwusilnikowy transportowiec typu "Dropship" i zabrał wszystkich żołnierzy do bazy.
Odlatując oglądali zgliszcza. Ralph, Sam i Vortis przyglądali się ze znacznej wysokości ciału majora. "Co będzie
po powrocie do bazy?" - myśleli wszyscy.
* * * * *
3 grudzień 2077, Baza Terranów, 16:00
Niezbyt obszerna sala. Trzech wysokich rangą oficerów siedzi w fotelach, naprzeciw nich Vortis i Sam. Ralph
stoi gdzieś z tyłu, a za nim cały pluton.
- A więc, oddział AE63 zniszczył ten organizm. Raportu o szczegółach tej struktury spodziewamy się później.
Co się stało później?
- Później - mówi Vortis - major zaczął krzyczeć na któregoś z żołnierzy, po czym strzelił do niego i ranił go.
Pułkownik Stedt zwraca się do oddziału.
- Raniony Marine niech wystąpi i powie, co się stało.
Przed oddział wychodzi Marine. Widać, że pancerz został przebity na wysokości brzucha. Widać nawet część
bandaży.
- Szedłem nieco z tyłu. Na lewo ode mnie była bardzo wysoka góra, stroma jak ściana. Na górze dostrzegłem
olbrzymią strukturę, z czterema "odnóżami". Przypatrywałem się jej, gdy usłyszałem strzały. Gdy odwróciłem
się, strzały umilkły, a major Jack zaczął mieć do mnie pretensje o to, że nie strzelałem. Nie mogłem tego zrobić,
gdyż zraniłbym naszych ludzi. Stałem z tyłu i patrzyłem na ten wielki organizm.
- Czy może pan podać szczegóły na temat tej struktury?
- Tak, oczywiście. Jak już mówiłem, był on ogromny i z wnętrza odchodziły cztery wielkie odnóża. Cała
struktura pulsowała, słyszałem też różne dziwne dźwięki dochodzące z tamtej strony. Wysokość góry szacuję na
około 2500 metrów. Nie sposób było się dostać na szczyt bez niezbędnego ciężkiego sprzętu. Wysoko u góry
dostrzegłem też cały rój latających ptak.. to nie były ptaki.
- To byli bez wątpienia Zergowie. Co stało się po zranieniu pana w brzuch?
- Dalej niewiele widziałem. Usłyszałem czyjś głos, po czym straciłem chwilowo przytomność.
- Spocznij. Sierżant Vortis niech kontynuuje.
- Jak już mówiłem - Vortis mówi dalej, nieco pewniejszym głosem - panu, po zranieniu go w brzuch, sierżant
Ralph zapytał, dlaczego major to zrobił. Major rozwścieczył się i po powtórnym zapytaniu oddał do niego
następne strzały.
- Czy pancerz został przebity?
- Nie. Ale jak pan pamięta, ja, Ralph i Sam byliśmy tymi, którzy przetrwali atak Zergów na bunkier R21. Nie
mogliśmy przyglądać się bezczynnie, jak major rani naszych ludzi.
- Czy obezwładniliście go?
- Próbowaliśmy. Jednak major strzelał gdzie popadnie. Bez wątpienia jego zamiarem było zabicie nas.
- Co stało się potem?
- Razem z sierżantem Samem strzeliliśmy do majora.
- Niech któryś z szeregowców powie coś na ten temat.
Wyszedł na przód jakiś szeregowiec. Widać było, że miał zmartwioną minę.
- Myślę, że skończyłoby się to dla nas tragicznie, sir, jeśli sierżanci nie interweniowaliby. Misja również nie zostałaby wykonana, gdyż większość żołnierzy zostałaby raniona.
- Oddział ma czekać na ogłoszenie wyroku. Potrwa to około 30 minut. Odmaszerować.
Wszyscy wyszli z sali do swej kwatery. Przy stoliku siedli trzej przyjaciele. Nie mieli ochoty grać teraz w karty.
Zastanawiali się, co będzie dalej. Już po 20 minutach zostali wezwali na salę. Pułkownik Stedt odczytywał
wyrok. Wszyscy zamarli.
- Sierżant Vortis, razem z sierżantem Samem i Ralphem, zostają winni zastrzelenia majora Jacka.
Zawrzało. Vortis spuścił głowę. Stedt kontynuuje:
- Jednak ponieważ major Jack w stanie agresji próbował ranić lub zastrzelić żołnierzy ze swojego oddziału,
wymienieni żołnierze działali w samoobronie. Dlatego wyrok zostaje anulowany.
* * * * *
7 grudzień 2077, Baza Terranów, 10:00
Vortis i Ralph rozmawiają podczas ćwiczeń, czekając na swoją kolej.
- Słyszałeś? - mówi Ralph - 136 lat temu jakaś partia "ZSRR" zaatakowała inną partię "USA".
- A ja słyszałem, że to nie była ZSRR, tylko jakieś ugrupowanie skośnookich.
- Jakich? A gdzie to było?
- Na jakiejś Ziemi.
- Tyle to ja też wiem. Wszystko na ziemi.
- Nie na ziemi. Na Ziemi. To planeta, z której pochodzimy.
- Dziwne. Jakoś nigdy tam nie byłem. Może kiedyś się przelecimy?
- Obawiam się że nie. Bardzo daleko. No i nie bylibyśmy tam witani zbyt ciepło
.
- Dlaczego?
- Potem ci powiem. Teraz twoja kolej.
7 grudzień 2077, Baza Terranów, 14:30
Pułkownik do plutonu AE63:
- Zostaliśmy zaatakowani przez jakąś organizację "UED". Nie wiemy dokładnie, dlaczego. Jednak pewne jest, że
nie są do nas przyjaźnie nastawieni. Wręcz przeciwnie. Trzeba z góry powiedzieć, że to ludzie.
Vortis szepcze do Ralpha:
- Może to ci z Ziemi?
- Pewnie tak.
Pułkownik mówi dalej:
- Zadaniem waszego oddziału jest atak na posterunek tych sił. Jeśli zrobicie to w ciągu godziny, nie będziecie
musieli walczyć z oddziałami wsparcia przeciwnika. Ze względu na dobrze rozwiniętą obronę przeciwlotniczą,
będziecie musieli wylądować kilkanaście kilometrów od posterunku wroga i maszerować tam. Szybki atak z
zaskoczenia powinien zadziałać.
- Jak wielu żołnierzy jest w tym bunkrze? - pyta Ralph.
- Około 40, lecz są dobrze uzbrojeni. Nie wdawać się w walkę w otwartym terenie. Działać szybko i cicho.
- Zrozumiałem, sir - odpowiada.
8 grudzień 2077, Daleko na północ, 7:15
Cały oddział maszeruje przez rozległą równinę od blisko godziny. Ralph zatrzymuje się i spogląda przed siebie
w trybie powiększenia.
- Już coś widzę, podejdźmy.
- Niech wszyscy tu zostaną i legną przy podłożu. Ja z Ralphem i Samem pójdziemy zbadać sytuację.
Wszyscy natychmiast położyli się na ziemi. Trzej koledzy poszli przed siebie, idąc jeden obok drugiego.
- Widzieliście coś takiego? - mówi wesoło Sam - Wspaniałe drzewo. Wejdę na nie, zróbcie mi zdjęcie!
Potrzymam sobie przy konsoli na pamiątkę.
- W porządku - odpowiada Vortis.
Sam poszedł w kierunku drzewa. Vortis i Ralph byli gotowi do uwiecznienia tej chwili. Jednak w pewnej chwili
Sam zaczyna uciekać w ich stronę z krzykiem. Nagle rozlega się wybuch. Ralph i Vortis wiedzą, że Sam padł
ofiarą miny. Nie wybuchła bezpośrednio pod nim, lecz siła eksplozji wyrzuciła go kilkanaście metrów w górę,
po czym spadł z hukiem. Odwrócił się w stronę przyjaciół. Ci podbiegli. Sam spojrzał na nich, wyszeptał coś, po
czym przestał się ruszać. Vortis i Ralph byli bezradni. Nie mieli przy sobie medpacków, a oddział stał z 1000
stóp za nimi. Sam już nie żył. Skrzyżowali mu ręce, obok położyli Impalera i smutni odeszli. Żołnierze z
oddziału zdziwili się, widząc ich tylko dwóch, lecz odgadli z ich twarzy, co się stało. Vortis rozkazał im iść
naprzód, aż zobaczą ciało Sama. Dalej jest pole minowe i będą musieli dostać z bazy skanowanie terenu.
- Sierżant Vortis. Oddział natrafił na pole minowe. Sierżant Sam zginął po wybuchu miny. Proszę o skanowanie
na północ od naszej aktualnej pozycji.
- OK. Skanowanie zaraz zacznie działać.
Po krótkich błyskach żołnierze zobaczyli dziesiątki, a może setki min, a w oddali bazę wroga, którą mieli
przejąć. Przejście przez to pole było praktycznie niemożliwe bez Vessela, a ten nie mógł się szybko pojawić.
- Sierżant Vortis. Pozycja wroga jest ciężko zaminowana. Bez pomocy Vessela nie zdołamy pokonać tej
przeszkody. Proszę o wsparcie.
- Wszystkie Vessele są zajęte. Najbliższy termin wystartowania następnego to dzień jutrzejszy godzina 10:00.
- Ale nie mamy zapasów... proszę podać pułkownika Stedta.
- Już łączę...
Po chwili Vortis zostaje połączony z Stedtem.
- Pułkownik Stedt...
- Pułkowniku, przed naszą pozycją znajduje się pole minowe. Miny są rozłożone bardzo gęsto, przed momentem
sierżant Sam zginął po wybuchu jednej z nich.
- Słucham? Sierżant Sam?
- Tak.
- Przykro mi, Vortis. Czy możecie zaczekać na przylot Vessela?v
- Nie. Mamy zbyt mało zapasów.
- Istnieje jeszcze jeden sposób.
- Tak. Słucham.
- A więc mamy prototyp nowego statku naukowego. Pozwala on na unieszkodliwienie pola minowego. Może
zostać wysłany w ciągu 2 godzin. Jednak sierżancie Vortis, jeśli stracimy ten statek...
- Rozumiem.
- OK. Daję rozkaz startu maszynie. Spodziewajcie się go tam za około 2 godziny. I sierżancie - niech pan uważa.
- Zrozumiałem. Proszę o sygnał, kiedy miny zostaną wyłączone.
- To pan sam spostrzeże.
- Zrozumiałem. Over.
Żołnierze czekali. Vortis z Ralphem obserwowali bazę wroga. Nie chcieli tracić czasu - już teraz zaczęli
przygotowywać plan. Istotnie po dwóch godzinach pojawił się jakiś nowy statek naukowy.
- Sierżancie Vortis, czy słyszy mnie pan?
- Tak.
- Proszę wycofać oddział o kilkaset metrów i położyć się na ziemi, by zapobiec kontuzjom.
- Wykonuję. Wszyscy wycofywać się!
Oddział wycofał się około 200 m. Wszyscy położyli się na ziemi. Vortis zastanawiał się, co mieli na myśli ci ze
statku mówiąc o kontuzjach. Oni tu rakietę nuklearną chcą spuścić? Przerwał rozmyślania, gdyż statek
przygotowywał się do neutralizacji pola. Po głośnych dźwiękach wydobywających się ze statku wyleciała z
niego rakieta skierowana w ziemię. Statek wzniósł się do góry. Pocisk uderzył w ziemię, wywołując wstrząsy.
- Sierżancie, już po wszystkim. Niech pan kontynuuje misję - odezwał się znowu Stedt.
35 Marines pomaszerowało naprzód. Vortis zastanawiał się, gdzie podziało się drzewo, to, które skusiło Sama
swoją pięknością. Jednak bardziej się zdziwił, gdy nie zobaczył ciała przyjaciela.
- Zupełnie jakby wyparował - powiedział sam do siebie.
Ralph szedł gdzieś z tyłu, nie patrzył na nikogo. Pocieszał się, że to wojna. Jednak dlaczego odbierała mu
najbliższych, i to w tak okrutny sposób? Tego nie potrafił sobie wyjaśnić. Załamał się. Przecież to równie dobrze
on mógł teraz już nie żyć. Vortis szedł z przodu, nawet nie myślał o Ralphie. Śmierć Sama zasmuciła go, lecz on
miał misję do wykonania. Nagle zobaczył obok siebie Ralpha.
- Zemścimy się na sukinsynach - powiedział Ralph.
- Jasne. Nie ujdzie im to bezkarnie - odpowiedział Vortis. Wiedział, że czeka go trudne zadanie, lecz chęć
zemsty była większa. Tymczasem zbliżyli się na tyle do struktury wroga, że mogli widzieć otwory strzelnicze.
Vortis rozkazał kilku żołnierzom, by poszli na zwiad. Wrócili po kwadransie. Poinformowali Vortisa, że jedyne
wejście do bunkra jest od zachodu.
- Jest strzeżone przez 3 Marines.
- Czy ktokolwiek jeszcze może do nas strzelać z tamtej strony?
- Nie. Tylko tych trzech.
- Bardzo dobrze. Ja i Ralph poradzimy sobie z nimi. Wy przesuńcie się na zachód i czekajcie, aż dam wam
sygnał przez radio.
Poszli więc obaj na zachód. Spostrzegli wtedy właz i 3 strażników stojących przy nim. Ralph podsunął pomysł,
by wziąć jednego z żołnierzy, dobrego strzelca, i zdjąć wartowników z większej odległości. Pobiegł po jednego i
po chwili wrócił.
- Już południe - zauważył Vortis.
- Racja. Ale teraz mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia - powiedział Ralph.
- Tak. A więc przełączamy strzelby w tryb snajperski i z pozycji leżącej naraz strzelamy w tych trzech dupków.
Ja wezmę tego pośrodku, ty Ralph weź tego z lewej, a ty - zwrócił się do trzeciego - tego z prawej. Jasne?
- Jasne - odpowiedzieli.
- Policzcie do 5 od sygnału danego przeze mnie. I już powinni nie żyć.
Po chwili Vortis dał sygnał. Po pięciu sekundach rozległy się trzy strzały, a trzech wartowników padło na
ziemię. Żaden nawet nie dawał znaku życia.
- Ralph, leć po resztę - zadecydował Vortis.
- Zaraz będę z powrotem.
Po chwili po cichu 34 żołnierzy z Impalerami, licząc Ralpha, było przy włazie.
- Shit - mówi Ralph - nie mogę dostać dostępu do tych cholernych drzwi. Ma ktoś ładunki wybuchowe?
- Ja mam - odezwał się niski Marine cicho - Niech wszyscy wycofają się kilka metrów, po tych drzwiach zaraz
śladu nie będzie.
Wszyscy wycofali się. Niski facet założył ładunki i oddalił się. Po chwili: boom! Z włazu nie zostało nic.
Dymiło się trochę. Zawył alarm. Vortis krzyknął Naprzód! i wszyscy znaleźli się w bunkrze. Zaraz przyszło 4
Marinesów, by sprawdzić, co się stało. Nawet nie zdążyli wydać jęku. Pluton AE63 wdarł się do środka.
Zdobywano kolejne pomieszczenia. Kilku ludzi Vortisa zostało rannych i zostali wycofani. Pluton zdobył już
większość pomieszczeń, lecz załoga ostatniego stawiała zaciekły opór. Pierwszy Marine, który tam wpadł, padł
zabity. Ralph wraz z dwoma innymi szturmowali pomieszczenie, lecz nic to nie dało. Już od pół godziny
próbowano zdobyć je. Vortis przeszukał z kilkoma innymi bunkier.
- Hej, zobaczcie, co my tu mamy! krzyczy radośnie To mi wygląda na plan umocnień tego UED! Baza
będzie naprawdę zadowolona z tego odkrycia!
Ralphowi przypomniała się obrona przed Zergami, gdy to on był na miejscu tych ludzi. Tylko że on walczył ze
zwierzętami. Zaraz zgasła w nim iskierka współczucia, gdy przypomniał sobie o Samie. Poradził, by wysadzić w
powietrze cały bunkier. Vortis zgodził się na ten pomysł, jako że za niedługo miały przybyć regularne oddziały
UED. Rozłożono po całym bunkrze ładunki wybuchowe, po czym odizolowano broniących się. Wszyscy wyszli
z bunkra. Po chwili rozległ się potężny huk eksplozji. Zostały same zgliszcza. Vortis, mając ważne papiery w
kombinezonie czuł, że misja jest wypełniona.
- Sierżant Vortis. Proszę o rozmowę z płk. Stedtem.
Po chwili usłyszał znajomy głos.
- Płk. Stedt.
- Sierżant Vortis. Zdobyliśmy prawie cały bunkier i znaleźliśmy ważne dokumenty dotyczące umocnień UED w
regionie. Po oddaleniu się bunkier wysadziliśmy.
- Świetnie, sierżancie. Niech pan się teraz wycofa z oddziałem do transportowca. Czekamy z niecierpliwością na
wasz powrót. Potrzebujemy tych planów.
Oddział wrócił do transportowców i poleciał do bazy. Sierżant Sam został pośmiertnie odznaczony. Jednak Vortisowi i Ralphowi nie poprawiło to zbytnio humoru. Nikt oprócz nich i innych ludzi z oddziału nie przejmował się śmiercią. Codziennie ginęły dziesiątki żołnierzy. Przed każdym oddziałem jednak czekały nowe zadania. Jednak z planami zdobytymi przez pluton AE63 nie było to takie trudne, jakie wydawało się na początku.